1. Kwantologia stosowana – kto ma rację?
Czyli o wyższości filozofii nad fizyką (lub odwrotnie).
Część 1.7 – Ciężar abstrakcji; "grawitacja", prawda czy fałsz?
Tak, wiem, ogłoszenie było: "grawitacja" złapana i prześwietlona.
Jednak usilnie uprasza się wszelkich krytykantów o doczytanie co
najmniej do połowy tekstu, jako że wcześniejsze odłożenie zapisków
z uwagą, "co za idiota", może skutkować nieporozumieniami.
Po primo – poniższy zbiór słów ułożonych w ciąg zdań gramatycznie
ze sobą powiązanych nie odnosi się do codziennie doznawanego stanu
pomierzonego fizycznie, a nawet matematycznie obrobionego wzorami.
Tego nie tykam, w tych rejonach nic po mnie.
Po secundo – interesuje mnie tylko-i-wyłącznie interpretacja prawa
powszechnego "docisku" do gleby, matki naszej. - Interesuje mnie,
powtarzam, logiczna (pojęciowa) analiza tego, co powszechnie się
przyjęło nazywać "grawitacją" – liczą się tu jedynie zastosowane
abstrakcje, reszta jest faktem (o którym poważni "gendermeni" nie
dyskutują).
I to by było na tyle względem wstępu.
Rozwinięcie.
Krótki zestaw danych:
- grawitacja jest siłą podstawową,
- działa na odległość (dużą),
- działanie siły słabnie odwrotnie proporcjonalnie do kwadratu
oddalenia obiektów (tako rzeczą wzory),
- grawitacja jest siłą jednokierunkową (zawsze skierowaną do masy
i jej centrum),
- siły grawitacyjne zawsze mają charakter "przyciągający" i należą
do tzw. oddziaływań wzajemnych,
- źródłem (przyczyną) jest masa,
- grawitacja jest zjawiskiem falowym,
- jednostką, nośnikiem fali grawitacyjnej jest tzw. "grawiton",
- grawitacja deformuje otoczenie masy (zakrzywia okolicę),
- fala grawitacyjna rozchodzi się z prędkością światła.
Wystarczy, więcej danych nie pamiętam. Dla ciekawskich dostępne w
zbiorach bibliotecznych lub podobnych.
Rysunek.
M – masa, "g" – "grawiton", r – odległość fali grawitacyjnej wobec
masy, która jest powodem jej zaistnienia.
2. Inne szczegóły nie są tu istotne (np. druga masa, ruch - albo że
"grawitacja" jest formą istnienia energii), proszę się nie czepiać.
Kilka stwierdzeń ogólnych.
Zjawisko niewątpliwie istnieje - chodzę, jabłko spada, planeta się
kręci i marszczy otoczenie, rakiety latają tam i z powrotem, wzory
sprawdzają się do wielu miejsc po przecinku. Tylko jest problem:
brak namacalnego dowodu na realne, a nie hipotetyczne istnienie
nośnika grawitacji, czyli tzw. grawitonu. Że słabo oddziałuje, że
potrzeba oprzyrządowania w postaci obiektów o rozmiarze kilometrów
i miliardów dolarów, że być może nawet konstrukcja zajmująca część
orbity planetarnej nie wystarczy? Prawda.
Może więc wypadałoby na początek spytać, czego to konkretnie się w
stogu rzeczywistości szuka, a następnie spróbować owo coś namierzyć
i zdybać - prawda?
Pytanie.
Jeżeli - odwołuję się w tym momencie do rysunku powyżej – jeżeli
"grawitacja" jest siłą zawsze skierowaną do centrum masy i jest z
owa masą integralnie powiązana – jeżeli działa na odległość (nawet
w nieskończoność) – jeżeli jest falą – jeżeli nośnikiem tejże fali
i jednostką tworzącą jest coś w formule "grawitonu" i razem z falą
wyróżnioną przemieszcza się do/w kierunku masy – jeżeli uwzględnić
te wszystkie "jeżeli" i głęboko sprawę analizować, to pojawia się
fundamentalne, a przy tym mocno niepokojące szare komórki pytanie:
jak-którędy-dlaczego owo "coś" znalazło się w punkcie-miejscu, w
którym się znalazło?
Czyli, dlaczego tzw. "grawiton" objawia się w odległości r od masy
M i jakim sposobem tam się dostał?
Jeżeli przyczyną fali grawitacyjnej jest masa "na dole", jeżeli ta
fala jest jednokierunkowa i zawsze skierowana w dół (zawsze w dół
skierowana i zawsze jednokierunkowa!) – to jakim sposobem element
nośny tej fali znalazł się wysoko i podąża zwrotnie do masy, która
go "produkuje"?
Do stu tysięcy zapadłych gwiazd, przemieścił się w nadprzestrzeni,
a może wędruje podprzestrzenią? Jest faktem pozaczasowym, porusza
się nadświetlnie, tuneluje w niezbadanych naukowo rejonach – a
może coś-ktoś go tam detalicznie przenosi (apage!)?
Podkreślam, powtarzam.
Nie chodzi o zjawisko, jest i działa, i dobrze. Ale o wyjaśnienie,
interpretację, czym taki fizyczny proces jest. Zaburza i zakrzywia
otoczenie – zgoda, to widać, słychać (i czuć). Ale jeżeli wiążę to
z falą wytworzoną przez obiekt, jeżeli owa fala rozchodzi się po/w
tym otoczeniu, a zarazem jest zawsze skierowana do centrum masy,
to coś tu nie gra. I dlaczego tego nie daje się pomierzyć, złapać
w te różne wymyślne urządzenia? Nawet jeżeli zdefiniować zjawisko
na modłę nowoczesną, czyli jako oddziaływanie form energii i jej
gęstości, z pominięciem pojęcia siły (wszelkie dodatnie i ujemne
3. ciśnienia) – jeżeli opisywać to jako ruch po osobistej krzywiźnie
każdego masywnego ciała i w interakcji z innymi podobnymi, to i tak
w centrum dotychczasowego rozumowania o tym procesie znajduje się
fala i jej element nośny – więc i problem pozostaje.
Jest "grawitacja" – czy jej nie ma?
Możliwe kierunki wyjaśnienia.
Generalnie możliwe są dwa kierunki postępowania: wewnętrzny oraz
zewnętrzny. Czyli źródłem zaburzenia ("grawitacji") jest masa "na
dole", ale konsekwencją jest powyższe pytanie. I problem z próbą
odpowiedzi. Drugi trop, czyli ulokowanie przyczyny takiego procesu
na zewnątrz w stosunku do masy, to znów jest sprzeczne z ciążeniem
i przyciąganiem (nie ze zjawiskiem, ale takim jego opisywaniem -
że coś "przyciąga"; fakt, takie podejście to już historia, jednak
mocno się w opisach trzyma, dlatego trzeba się z nim zmierzyć).
A poza tym, niezależnie od podejścia tłumaczącego, pojawia się, i
to jako kłopotliwa zagwozdka - czym jest i skąd pochodzi nośnik tak
postrzeganego i odczuwanego zjawiska.
Tak źle i tak niedobrze.
Wniosek.
"Prawo powszechnego ciążenia" – prawda czy fałsz?
Wybór, Szanowny Czytelniku, należy do Ciebie.
cdn.
Janusz Łozowski