1. Kwantologia stosowana – kto ma rację?
Czyli o wyższości filozofii nad fizyką (lub odwrotnie).
Część 7.9 – meta-Fizyka.
W życiu liczy się pierwsze i drugie. Czyli to trzecie.
Wiem, wiem, powiedzonko jak powiedzonko, ładnie brzmi, rzuca się w
pomyślunek – ale co znaczy? A kto to wie? Może i coś znaczy. Niech
każdy treść sam sobie dośpiewa, a co.
Sprawa, widzicie, identyczna, jak z tą tam "metafizyką". Używa się
tego słownictwa, ten i tamta sobie usteczka terminologią wyciera, o
jakiś tam faktach spoza się rozprawia, pokazuje teksty, które mają
to podobno zaświadczać, głosi prawdę oraz podobne dziwy – słowem w
okolicy, a nawet dalej, wszelka metafizyczność się pleni. Ale co i
z czym się ma, co to konkretnie znaczy, diabli wiedzą.
Owszem, to już nieco historii trwa - to już czasu nieco się zbyło,
jak takie pojęciowe słówko jest w obiegu, nawet i biblioteki się z
objaśnieniami dorobiło, ale czy to pomogło zgłębić, wiedzę w takim
temacie poszerzyć, co? Za nic.
Jest sobie metafizyka, i dobrze, a co jest, to każdy sam sobie musi
dopowiedzieć, a co.
Tylko, wiecie, jest zagadnienie tematycznie istotne, niby uboczne
i dalekie od codzienności pospolitej, a jednak ważne: czy można na
pastwę różnych hochsztaplerów teren zostawić, pod uprawę byle czego
oddać i zupełnie się tematyką spoza nie interesować, jak, można? Na
te wszelkie hokus-pokus, słowne wygibasy i gestykulacje, czy takie
inne wykręcanie kota ogonem to rzucić - co, można?
Jak zostawić z nieskończoności takiemu z drugim choćby i milimetr,
to zaraz w takie wolne miejsce wcisną tam swoje dyrdymały, zapchają
niematerialnym czy jakoś podobnie niegodziwym, słowem – zrobią tak
po wszelkiemu umysłowy bałagan i zamieszanie na wieki wieków. Więc
czy można odpuścić?
Nie godzi się, prawda? Nie będzie nam pluł w pojęcia byle jaki tam
niedouczony osobniczy byt, żadne podobne nie będą się po analizach
wszechświata z jego brzegami (i poza brzegami) pętać i mącić takie
w sobie ważne zagadnienie. Nic z tego - nie i nie.
Wiadomo, jest świat - wiadomo, jest fizyka – wiadomo, jest zmiana
energetycznie ewolucyjna i skwantowana, która to wszystko wytwarza w
zapamiętaniu lokalnym. Stąd wiadomo, że to regułą podszyte, tak od
fundamentów aż po dach. I wiadomo, że można od tego w analizowaniu
wyjść - i wiadomo, że się dojdzie.
A co.
Świat jest skończony – wiadomo, fizyka jest macaniem we wnętrzu -
wiadomo, zmiana to wszystko tworząca jest podstawą do działania oraz
wnioskowania - wiadomo. Stąd wiadomo, że reguła jest policzalna – i
dlatego jest regułą. I wiadomo, że jak wyjdę z tego tutejszego, to
dojdę do zawsze i wszędzie.
A co.
2. Fakt, jest ten świat - nie ma co ukrywać. Jak wstaję rano, to daje
się rzeczywistość poczuć - tego również nie ma co ukrywać. Macie to
samo, to wiecie, jak to jest. Zerknie człek tu, zerknie tam – i ma
wiedzę, że to się kiedyś zaczęło, dlatego, tfuj, się skończy.
Niby znane, niby oswojone, niby pogodzone, a jednak jakoś tak nie do
końca, nie w pełni - może coś tu dalsze jest?
Skoro tutejsze, tak sobie myśli byt skończony, skoro wszystko się
kończy, zaczęło kiedyś i zaraz się skończy, to może - czemu nie - ma
to swoje przedłużenie, na tutejszym się przecież świat nie zamyka,
jest horyzont i jest tym samym dalsze. Więc jakby tak przedłużyć w
dal tę prostą tutejszą, którą w formie krótkiego odcinka osobniczy
byt obsadza i smakuje - jakby tak się w nieskończoność miało dziać,
to co? Można tak zrobić?
A jak, całą mocą intelektualną i chciejstwem emocjonalnym można. A
jak można - to można.
I jest hop-siup, takie, wiecie, produkowanie abstrakcyjne obrazów,
całych systemów, gadania wieczornego i po północy, w godzinie już
podszytej ciemnymi mocami. I jest zastanawianie się, co tam dalej
się dzieje, jak się dzieje - oraz jak zrobić, żeby się tam dostać,
bo podobno to zapewnia.
Co zapewnia, też nie wiadomo, ale podobno to coś wartościowego.
I tak to trwa wiekami, tysiącleciami - i się utrwala w pojęciowej
swojej abstrakcji.
I jest problem, widzicie. Bo jak to "dalsze", takowe metafizyczne,
zabetonuje się tak w tym swoim narzeczu, jak narzuci zobrazowania,
które się usamodzielnią - to one przesłonią, zasłonią, odetną tak na
amen w pacierzu od tego światowego zachodzenia. I ubezwłasnowolnią
człowieka, i go spętają.
A jak przyjdzie fizyk czy inny eksperymentator, jak zacznie badać
okoliczności środowiskowe, jak się chwyci nie słówek, ale kamyka, a
może i gwiazdy, to się robi problem. Przecież świętość się podobno
rusza, czystość niepokalaną brudzi, a nawet chaos pojęciowy podobno
tym w głowach maluczkich stwarza. I jak tu pójść dalej? Ech.
Mniejsza o lekcję historii i zaszłości, dziś już wiadomo, że można
pójść, że można zasłonę pojęć skutecznie konkretem przebić i nowe
abstrakcje zbudować, już lepiej do świata przystające. To już jest
znane, przerobione - i teraz warto z tego wyciągnąć wnioski.
Mam więc do dyspozycji fizycznie rozpoznany świat, to podstawa oraz
punkt odniesienia. A wypracowane pojęcia, które odnoszą się do tego
zakresu, to jedynie dostępny i realny stan - i zawsze dostępny. Ale
też mogę, w oparciu o niego, opisać każdy zakres, nawet poza.
Dlaczego? Ponieważ tutejsze musi być pochodne, musi spełniać warunki
panujące wszędzie - bo inaczej się nie wytworzy. Coś niezgodnego z
warunkami otoczenia, w którym się pojawia, takie coś - i to na każdym
poziomie analizy - nie ma prawa zaistnieć; co jest odmienne, inne,
3. sprzeczne z warunkami - takie coś wypada z realności.
Dlatego też wszelkie fakty i relacje, zwłaszcza "przestrzeń" oraz
"czas" – dlatego pojęcia lokalne mogę i muszę zastosować do opisu
zakresu wszelakiego, ponieważ są pochodne zmianie nadrzędnej. Co by
taką i gdzie zmianą nie było, to tutejsze warunki są tego pochodną.
Skoro środowisko posiada jakąś rytmikę, to zawarte w nim fakty, więc
elementy w tym środowisku istniejące, one muszą w sobie tę rytmikę
również zawierać - ponieważ inaczej nie zaistnieją.
Dlatego, żeby zrozumieć - żeby "dalsze" nazwać i uporządkować - nie
mam wyboru, muszę w tym działaniu korzystać z tutejszego. Zresztą
nic innego mi nie pozostaje, przecież na/w świecie nie ma podpisów
z tłumaczeniem, co i jak się dzieje – instrukcję obsługi świata sam
dla siebie muszę ze świata sczytać i ją napisać. I zawsze tylko na
moje konto, ponieważ każdy obserwator widzi inaczej i według tego,
czym dysponuje.
Zresztą, po kolejne, nie ma znaczenia, jak nazywam, jakie słowa oraz
abstrakcje stosuję. Zmiana jest jedna, toczy się w rytmie i toczy
się z bezkresności w bezkres - i toczy się kwantami. Więc jak sobie
to podzielę, co zaliczę do tego lub innego, to nie ma znaczenia. To
działanie dla mnie, wspomagające zrozumienie. I jeżeli dobrze w tym
przebiegu poprowadzę linie graniczne, jeżeli poprawnie ustalę, co i
dlaczego się dzieje - to mam szansę, ale tylko szansę, na wykonanie
kroku w dalsze.
Tu dalsze – albo daleko dalsze. Choć na pewno dla mnie skończone.
Po drugie, tutejszy wszechświat w jego skończoności, jedynie przez
ten fakt - już z tego powodu nie może być traktowany za byt, który
nie ma dopełnienia. Jedyność i niepowtarzalność wszechświata można
i trzeba przenieść w analizie na poziom Kosmosu, abstrakcji, która
w hierarchii logicznej znajduje się wyżej. Z wszelkimi poprzez te
wieki i tysiąclecia wypracowanymi obrazami odnoszącymi się wprost
do absolutu. Że to inna działka, że zafałszowana mitologią – cóż,
inna być nie mogła. Ale jest pewne, że po oczyszczeniu z przeróżnych
naleciałości opowiada stan faktyczny.
Dlaczego? Ponieważ żadne ustalenie nie może być oderwane od świata,
rzeczywistości. Nie ma znaczenia, jak znakuję otoczenie, jeżeli jest
to działanie w oparciu o poznane i doznane fakty, to nie może w nim
być fundamentalnego błądzenia – na pewno jest powierzchowna, zmienna
historycznie ornamentyka słów, ale nie błąd.
Byty nadmiarowe, byty sprzeczne z własnościami świata, coś takiego
niedopasowanego jest z tego świata bez litości eliminowane. Zawsze
i wszędzie.
Dotyczy to pojęć - dotyczy życia – dotyczy wszechświata.
Po trzecie - jeżeli chcę poznać wszelaki rytm, nie mogę kombinować
dowolnie, ponieważ to nie jest dowolność. Dowolny świat w Kosmosie
nie dzieje się według nieskończonego zasobu możliwości, ale musi w
zmianie podlegać jednej procedurze - tylko jednej. Że daje to skalą
możliwości wielki zbiór konkretów, prawda, ale reguła jest jedna. I
jedyna.
Dlaczego? Ponieważ Kosmos w jego maksymalnym ujęciu nie jest zbiorem
4. nieprzeliczalnych elementów (nieskończoność to nie dowolność - ale
tylko i aż nieskończoność; nic więcej, nic mniej). Kosmos to bezkresny
zbiór jednostek, ale najprostszych jednostek – to poziom elementów
najmniejszych z najmniejszych, już nieredukowalnych.
Wewnętrznie, więc w ramach wszechświata i kolejnych w nim poziomów
ewolucji, tu skomplikowanie rośnie – aż po taki w skomplikowaniu byt,
który świadomie sam siebie nazywa obserwatorem i wyróżnia się z tła.
Kosmos to maksymalna prostota i maksymalne tło odniesienia, dlatego
może w nim zaistnieć skończony świat i maksymalna różnorodność.
I jest to Fizyczny, zawsze Fizyczny zakres, choć już nie zawiera się
w fizyce.
Jest wszechświat, ten albo dowolny. I jest gdzieś tam jego brzeg -
fakt. Można powiedzieć, że jest brzeg? Można. - Dlatego, że jeżeli
nawet jest to brzeg na linii horyzontu poznania, to jest to brzeg.
Nie można przypisać tutejszemu zakresowi świata znamion bezkresu -
ponieważ bezkres nie może się skończyć. Jakby tego nie pojmować, co
nie rozmieć pod faktem końca (czy to w czasie, czy przestrzeni,czy
funkcji) - z przemijania i ograniczonego istnienia wynika granica w
takim bycie (procesie, fakcie), można jej nie sięgać poznaniem, ale
ona - logicznie - musi być.
Zmiana z definicji jest zawarta w stałości - i ograniczona. Może się
chwilowo i lokalnie zawierać w większej zmianie, może być elementem
wiecznej (nie kończącej się) zmiany - ale nie nieskończonej (czyli
n-poziomowej) zmiany.
A to oznacza, że jest dalsze. Że jest tło, czy środowisko, którego
zmiana dopełnia i warunkuje obserwowane. Jeżeli tutejsze się mocno
w sobie rozszerza, a się rozszerza, to granica obserwowana jest na
pewno tymczasową, w obserwacji tymczasową – i logicznie także jest
stanem chwilowym. Dziś przebiega tu, jutro o jakiś stan dalej. I w
efekcie nie można tego tutejszego świata uznać za jedyny. Coś się
za tym rozszerzaniem kryje.
Co? Właśnie, co? - I odpowiedź: Kosmos. Wzmiankowany nadrzędny, ale
i logiczny bezkres.
Świat lokalny to skwantowana zmiana, znów nie wchodząc w żadne tam
definicje kwantu, operując tylko pojęciem (że to najmniejsze już w
sobie z możliwych, że tego żadnym sposobem nie można rozdrobnić) –
z tego tylko wychodząc można powiedzieć, że brzeg wszechświata jest
warstwą jednokwantową. Że niżej położone i we wnętrzu wszechświata
warstwy, że one są zagęszczone silniej, ale ta brzegowa warstwa na
takiej zasadzie jest zbudowana, że jedynka czegoś, że kwant czegoś
jest w oddaleniu od drugiej jedynki również na kwant, ale pustki -
że jest to znany powszechnie rozkład jeden-zero-jeden-...
I że krok później taka brzegowa warstwa się oddala, teraz już nie
należy do wszechświata - ale oddala się w nieskończoność. Przecież
przedłużenie półprostej, a to jest półprosta, takie przedłużenie w
bezkres biegnie, toczy się stąd do wieczności.
Nieskończoność to nie nadmiar w logice, to nie zbędny we wzorze i
do wyrzucenia element – to absolutna konieczność analizy. Bez niej
5. wytłumaczenie tutejszego jest niemożliwe. Że fizyk natyka i potyka
się o takie pęcie, to fakt – i dlatego musi to wyrzucić. Zwłaszcza
że po takim zabiegu wszystko się zgadza.
Tylko że to dla niego się zgadza, jednak nie zgadza się z logiką i
filozofią. Czyli z Fizyką. Bezkres jest maksymalnym i ostatecznym
poziomem analizy, koniecznym dopełnieniem do obecnego i postrzeganego
– to nie dziw, ale środowisko wszystkiego tutejszego, to absolutnie
konieczne dopełnienie.
Przy okazji - dlatego wszelkie systemy logiczne, które prowadzą ten
brzegowy opis, niezależnie od zastosowanych abstrakcji, napotykają
w swoim działaniu to "dalsze". Ponieważ to dalsze logicznie jest i
Fizycznie biegnie. Już nie w zakresie wewnętrznym, to się urwało o
krok wcześniej, ale biegnie – i rzeczywiście do nieskończoności. I
dlatego, na tej podstawie (logicznie poprawnej) można to "dalsze"
opisywać - choć w absolutnie fałszywy językowo sposób.
Mówiąc inaczej, wszyscy "zabawiający" się analizą "dalszego", jako
oczywisty skutek i łatwość w zastanawianiu się, budują, dochodzą do
wniosku, że to dalsze jest – przecież nic im nie podpowiada, że się
właśnie wychylili "poza" fizykę. To dzieje się szybko, sprawnie - i
bez ostrzeżenia. Myśl hasa, abstrakcje szaleją, mrowie przemieszcza
się po plecach analizującego, a emocje skaczą aż pod sufit i takie
tam różne powołują byty – tylko że to wszystko już nadinterpretacja
i błąd. Nie do wychwycenia w takiej procedurze, jednak błąd. Później
potrzeba kolejnych wieków i rozbudowanych ujęć, żeby wyprostować te
słowne zawijasy i wprowadzić rozgraniczenia (granice). Czyli trzeba
podzielić na zakres tu i tam - ład i logikę ustalić.
I w ostateczności w fizykę i Fizykę to zdefiniować. I zgodzić przez
to ze sobą pozornie odległe stanowiska interpretacyjne.
fizyka skończyła się z tą ostatnią łączną warstwą energii, ale to
nie oznacza, że się skończyła Fizyka – ona się dopiero zaczyna. A
raczej, żeby być poprawnym w wyrażaniu, zaczyna się dla takiego we
wnętrzu fizyki zanurzonego obserwatora. Wszak Fizyka ani się tutaj
nie zaczyna, ani się nigdy kończy – Fizyka jest. Tu nie ma żadnych
początków ani końców, nieskończoność tylko jest. To najbardziej w
sobie jednoznaczna "wartość": nieskończona. Ani o kwant czegoś tu
może być więcej, ani o kwant mniej.
Każda inna granica jest rozmyta, nie ma dokładnej wartości, tylko ta
jedna jest maksymalna w zasobach i w definicji.
Czyli zaczyna się Fizyka. I meta-Fizyka.
Nawiązuję do tego idącego przez wieki terminu. Wewnętrznie to jest
jak najbardziej sensownie zbudowana abstrakcja. Właśnie odnosząca
się do zakresu, "który następuje po fizyce". O to przecież chodzi.
To dalej Fizyka, choć już nie fizyka – różnica w formie przebiegu
zmiany, ale nie w jej odrzuceniu czy innym dziwacznym uzasadnieniu
rodem z podświadomości. Z punktu widzenia obserwacji wewnętrznej,
a innej przecież fizyk i dowolny eksperymentator nie może czynić –
z takiego punktu widzenia to "dalsze" jest rzeczywiście dalsze, w
tutejszym się nie mieści. Że jest powiązane, że zależne, że zawsze
w tym samym rytmie – prawda, tak jest. I ujęcie meta-Fizyczne ten
6. aspekt podkreślało i podkreśla. To nie inne, to dalsze.
A jak tylko dalsze, to i opisywalne tym tutejszym językiem. Że nie
w postaci jeden do jednego, że trzeba zachować ostrożność, że nie
powinienem spuszczać logiki ze smyczy reguły – wszystko prawda, do
końca prawda. Tylko nie zawsze wszystkie postulaty można spełnić w
maksymalnym zakresie. - A to epoka działania obserwatora taka, że w
opis wejdzie dziw, a to możliwości techniczne ograniczone, a to i
ukryta lub jawna cenzura się odezwie i pogrozi - to też prawda. I
w efekcie wiek za wiekiem, a nawet tysiąclecia spłyną rzekami, nim
to i owo w abstrakcjach można naprostować.
Tak to jakoś się dzieje, stety albo i niestety.
Tylko, tak po ostatecznej prawdzie mówiąc, to nie jest ważne. Fakt,
nie do końca, swoją wagę właściwe podejście do świata posiada, bo
to można zbudować lepsze urządzonko, zjeść może mniej brudne, a i
dłużej przez to wędrować po zakamarkach rzeczywistości – ale, tak
na podstawowym i logicznym poziomie to biorąc, tak to postrzegając
i analizując, nie ma wyróżnionego punktu obserwacji. Każde jakoś w
przeszłości istniejące pokolenie znało prawdę o świecie. Każde. Bo
nie ma znaczenia, jak ten świat owo pokolenie znaczyło, jaką sobie
meta-fizykę produkowało, to na pewno było zgodne ze światem. Wszak
niezgodne nie zaistnieje. Że ilość szczegółów jest zasadniczo dziś
różna od tamtych ujęć? Prawda prawdą prawdziwa – tylko, co z tego?
To w sensie logicznym jest sobie równoważne, wiedza jest pełna. I
jak najbardziej prawdziwa. Gdyby była inna, czyli błędna - mnie by
nie było. Tak, to też jest prawda.
I dlatego, już nie oglądając się na poszczególne słowne wygibasy,
nie analizując, co było lub co jest złym (albo dobrym) językiem do
opisywania świata – trzeba oddać szacunek wszystkim, którzy takie
pojęcia przez czas i przestrzeń tworzyli. Zapewne można było robić
to sprawniej, zapewne z mniejszą liczbą ofiar – ale to już historia
i przeszłość. Liczy się to, że jestem.
Gdyby zabrakło choćby jednego kwantu w tym łańcuchu, mnie by tutaj
nie było.
Gdyby zabrakło jednego kwantu...
cdn.
Janusz Łozowski