1. Kwantologia stosowana - kto ma rację?
Czyli o wyższości filozofii nad fizyką (lub odwrotnie).
Część 8.9 - Harmonia sfer.
Dylu, dylu na badylu...
Spokojnie, bez paniki, śpiewać nie zamierzam. Aż tak mnie jeszcze
nie pokręciło. - Tylko, widzicie, tak jakoś się było skojarzeniami
zadziało, jakoś po linii muzycznej poszło, że tytuł opowiastki ze
znaną przyśpiewką wpadł w rezonans. Cóż, zdarza się.
A po prawdzie, to wpaść w tenże zbieżny rytm miało prawo - przecież
tu melodia i tu melodyjka, tu jakiś rytm i tu ustalenie, że rytm to
tak po wszelakim idzie; tu ludowość na nutę - i tu stukanie w jakie
tam metalowe kowadełko. Słowem, tak w sobie i głęboko biorąc, to z
tym skojarzeniowym procederem nie jest od czapy, coś na tej swojej
rzeczy jest, można powiedzieć.
Bo jak to było w tej tam przeszłej historii? Wędrował sobie ponoć
po jakimś tam rynkowym czy podobnym obiekcie miejskim niejaki byt
filozofujący czy matematyczny - to już mniejsza. Nasłuchał się tej
melodyjnej rytmiki metalowej i młotkowej zarazem, to i był popadł
w działania eksperymentujące. Czyli popędził w mieszkaniowe swoje
progi i tam dalej procedurę stukania w kowadełko wyczyniał.
I z tego, widzicie, tak się to porobiło, że harmonia zaistniała, że
takie tam stosunki melodyczne się poczęły w świecie - słowem, dylu,
dylu nutami i podobnie się w umysłowości zapisało.
Ale żeby tylko na czymś takim się skończyło - gdzieżby. Bo ten tam
matematyk albo i filozof, to on się zapatrzył w te ćwiartki i pełne
nuty (a i inne tony oraz półtony sobie rozpisywał) - więc jak już w
tym dźwiękowym strojeniu zależnościowym się nasmakował, to zapodał,
i to z całą swoją naukową poważnością, że tak to brzmi sobie tu, ale
i tam. I wszędzie.
Znaczy się, widzicie, harmonią sfer mu się to tak głęboko skojarzyło.
Wyszedł był z melodyjki ludowo prostej, można nawet rzec, że losowo
prostej, a zaszedł w tym swoim kojarzeniu tak do zawsze i wszędzie.
Bez dwu zdań, łepski osobnik.
Powiecie, że to tak samo z siebie, powiecie, że przypadkiem - nawet
powiecie, że to minione i historyczne, że nic dziś z tego już się
ostać w myśleniu o świecie nie ostało, może poza tą melodyjką "dylu,
dylu". Że to może i urocze tam w sobie skojarzenie, takie z górnego
"ce", ale nic ponad.
Ale, widzicie, zaraz zaskoczenie zarejestrujecie - bo to żadna tam
już przeszłość, ale jak najbardziej teraźniejszość, a nawet i daleka
w sobie przyszłość.
A nawet i więcej, to tak zawsze i wszędzie się pokazuje. Bo harmonia
sfer, widzicie, to nie byle jakie tam połączanie abstrakcyjne, ale
prawdą prawdziwą oddające to widoczne i skryte w podszewce świata.
Tak, takie to głębokie znaczeniami.
2. Minęło po owym matematyku czy filozofie kilka wieków i tysiącleci,
ludzkość okoliczna w gwiazdy sobie popatrywała oraz w siebie, także
różne skuteczne metody na rozpoznanie świata wyprodukowano - nawet
i oprzyrządowanie dalekosiężne, które wszystko rejestruje detalem.
Słowem, macano tu i tam, gdzie się tylko w tym wszystkim dało - i
jest wizyjny obraz matematycznymi wzorkami wsparty, a i refleksją
filozoficzną pogłębiony.
I zadziwienie też jest - na koniec obecnego poznawania jest mocne w
sobie zadziwienie. Że to takie zestrojone, że brzmi tonami na nutę
i życiową melodię, że tu element się zgadza z tamtejszym elementem
i wszystkimi nawet; że gdzie spojrzeć reguła, wzór, zasada. I że w
tym wszystkim generalnie prawidłowość. Jeszcze może nie do końca w
badaniu zbadana, jeszcze coś tam popiskuje kwantami w ciemności, a
też w dołach materialnych się kryje, ale przecież wiadomo, że jak
jest ład, choć w obserwacji wydaje się chaosem, to musi być taka w
całości jedna i fundamentalna - taka, wiecie, podstawowa reguła, co
to wszystko wyjaśnia. Taka "melodyjka" nadrzędna a prosta.
Czyli jest zadziwienie, że to tak idzie - że takie zharmonizowane.
A przecież, widzicie, można kolejne skojarzenie podać. Takie z tym
tamtejszym matematykiem czy filozofem i dzisiejszym podobnym bytem
poznającym świat naokólny. - Czy to inne, czy w metodach inne, czy
w badaniu szczegółów odmienne? Przecież nie.
Siedzi sobie w tym swoim laboratoryjnym zakątku dzisiejszy osobnik,
przyrządami z każdej strony jest mocno obstawiony - i on sobie tak
w "kowadełko" takie albo inne postukuje. Coś tam z czymś zderza lub
rozdziela. Więc czy w głębokim sensie to inne od tamtego działania
na słuch? To samo, po detalu to samo. Szczegółów może w tym i więcej,
jednak zasadniczo różnicy żadnej.
Fakt, ten dzisiejszy laborant, matematyk czy filozof, to on sobie w
tę daleką dal horyzontalnie i wertykalnie spogląda - i ustala. Że
jest takie i takie, że w odniesieniu do innego to albo część, albo
nadrzędność - że to ma się do siebie w takiej a takiej tonacji, a
więc jest w brzmieniu i symetrycznie się układa. - Albo ustali, tak
dla odmiany, że coś tu fałszuje, że element nie pasuje do całości,
dlatego trzeba to w dalszym ciągu badać. Co by dysharmonię z wizji
wyeliminować i atonalne zgrzyty stonować.
Bo, wiecie, jak taki naukowy osobnik zobaczy, że to brzmi i że się
w tym symetria i zgodność stronna pokazuje - to wie, że to ładne.
A jak ładne, to się zachwyca, bo też wie, że piękno nawet wzorkiem
może do niego przemawiać. Taki, widzicie, estetyczny, a może nawet
i harmonijny w tym dostrzega element. Niby wszędzie tylko fizyka z
jej chaotyczną regułą się pokazuje - ale znaczeniowo to ład, który
opisuje odpowiedni ciąg matematycznych znaczków. Może jeden jedyny
nawet wzór.
Ale jest i rzeczywista realność świata, taka fizyką pokazująca, że
jest to a to i takie. - I tu jest dysharmonia z logiką, która domaga
się pełni oraz całościowej symetrii.
Taka na przykład promienista ewolucja, widmo promieniowania w jego
3. ułożeniu od największej częstotliwości do zerowej. Jest, zmierzone
od góry do dołu. I jest fizycznie wszystko.
A przecież, jak się w ten wykres zerknie - to czegoś brakuje. Niby
przyrządowo niczego w świecie więcej nie ma, a też żadnym sposobem
zbadanego poszerzyć już w zasobie nie można - a jednak czegoś w tej
konstrukcji brakuje.
Powiecie, że to nie tak - że to wszelakie - że fizyka - że badanie
pełne. Czyli - jest jak jest. I nie ma co się zajmować dywagacjami
o tym, czego nie ma.
A ja wam na to powiem, że takie podejście mało w sobie ambitne, że
ono nie konsumuje ustalenia tego matematyka czy filozofa - że jest
harmonia, symetria i pełnia.
Może i fizyka pokazuje wszystko, ale przecież to nie oznacza, że nie
ma czegoś więcej. Że i owszem, na tę aktualność chwilową w ewolucji
to może i tego wszystkiego jakoś nie ma, jednak to nie oznacza - to
zupełnie nie oznacza, że podejście ustalające "harmonię sfer" (albo
podobnie) jest błędne.
Słowem, widzicie, trzeba wyjść z tej tam naszej fizyczności, ale w
kroku następnym, już analitycznie pogłębionym, takim dopełnionym i
symetrycznym - takim matematycznie albo i filozoficznie harmonijnym
to dalsze opisać. Bo dalsze też Fizyczne i zawsze Fizyczne. I można
to zrobić.
Widać wszystko, prawda. Ale to nie znaczy, że to Wszystko.
Spójrzcie jeszcze raz i dokładnie na tabelkę z promieniowaniem, od
góry do dołu. I co? Jest symetria, jest pełnia?
Nie. I zupełnie nie.
Jest zestaw w pocie czoła zebranych punktów takiej skali, jest też
podział na odcinki jakoś cechami podobne. Jedne są samodzielne, a
inne zachodzą na siebie składnikami, więc trudno wyznaczyć granicę
- jedne oznaczają wielkie drgania i zagrożenie, inne pokazują się
obserwacyjnie paletą kolorów - zaś jeszcze inne słychać w tonacji
miłej a harmonijnej. Albo fałszywej, kiedy mało wprawny grajek się
za zestawianie melodyjki zabiera.
To wszystko jest, prawda. Ale jak podzielić zbiór regularnie - tak
nastroić według jednakowych wartości - to się okazuje, że brakuje w
tym zestawie, w części górnej, całej jednostki, tu brak całej "nuty"
do harmonii.
U góry promieniowania, widzicie, pustka zieje, zbiór jakoś się tak
dziwnie urywa, że żadnego w tym sensu nie ma. Żaden to pełny punkt,
żadna dopełniona konstrukcja.
A jak czegoś brak, to zaraz zaczyna dźwięczeć pytanie: dlaczego w
zbiorze czegoś brakuje? Czy takie jest, ale jeszcze nie zmierzone?
A może tego nigdy nie było, choć powinno? A może było, ale zanikło
- albo się dopiero pojawi - albo gdzieś jest, ale nie tutaj?
I kiedy tak się zastanawiać, kiedy to dalej zestawiać sobie z taką
tamtą harmonijną melodią wszystkich sfer - to się człowiek zaczyna
dopatrywać w tym pewnego sensu. A nawet i fundamentalnego sensu. W
dzisiejszej obserwacji tego zakresu widma promieniowania brakuje -
4. prawda i fakt. Ale jeżeli ma być całość i symetria w brzmieniu, to
ten brak musi być uzupełniony. Logicznym namysłem uzupełniony. Czy
tego braku nigdy nie było, czy teraz go nie ma - to bez znaczenia,
jeżeli można przeprowadzić działanie na zbiorze, w oparciu o fakty
istniejące zbudować zestaw częstotliwości absolutnie możliwych, to
taki krok trzeba zrobić.
I on jest możliwy. Właśnie w oparciu o teren już przebadany. Zbiór
danych jest punktem wyjścia - jest zasada, że to musi być harmonia
i stan symetryczny - czyli punkt dojścia jest łatwy do uzyskania,
to banalne przeliczenie. Albo rozrysowanie widma w jego teraz już
pełnej, logicznie pełnej postaci.
Czyli - jeżeli stwierdzam, że w części górnej brakuje jednostki do
zbudowania maksymalnej, ośmioodcinkowej struktury - to trzeba taki
brak w zestawie uzupełnić. Fizycznie widać wszystko, ale w zbiorze
logicznym również widać wszystko. Po procedurze normalizacji, czyli
po dopełnieniu, po uzupełnieniu brakujących elementów, które muszą
logicznie być, żeby zbiór spełniał warunek symetryczności - po takim
zabiegu również widać wszystko.
Widmo promieniowania w jego zmodernizowanej postaci to wszelkie w
takiej ewolucji możliwe punkty, od największego drgania po niskie
i najniższe. Tu słychać wszystko.
Powiecie, że może i zabawne, może i w sobie ciekawe - ale czy to ma
jakiś sens? Że to logicznie istotne, powiecie, że pokazuje związek
między odległymi w czasie i przestrzeni elementami, jak stukanie w
kowadełko a wszechświatową melodią, że budzi skojarzenia oraz nawet
emocje. Ale czy poza informacją, że coś takiego się działo, czy to
przekłada się na jaką taką wartość? Przecież w każdym działaniu i
dzianiu się jest sedno i fizyczna treść - więc co tu jest treścią
i istotą, co tu ważne, pytacie.
Co jest istotą? Istota.
Ni mniej i ni więcej, ale istota. Taka, widzicie, świadoma siebie i
otoczenia. Taka dwunożna, na przykład. Z głowiastą kulą u szczytu
i z planetarną kulą u nogi - taka rozumna i tworząca muzykę. Może
i w rytmie "dylu, dylu na badylu", ale może i jaką symfonię mocno
złożoną w harmonice.
Bo to, widzicie, w tym pełnym i symetrycznym monnecie dziejów, tak
w chwili, kiedy cała gama częstotliwości była we wszechświecie już
obecna - to w tym, i tylko w tym momencie, ta myśląca poczwara się
mogła począć. Wcześniej nie było do tego warunków, później również
jest niedogodnie. Tylko w tym środkowym i najbardziej złożonym, a
więc w ilości symetrii najbardziej skomplikowanym umiejscowieniu,
tylko tu może zaistnieć okoliczność, że zapoczątkuje się istnienie
takiej istoty.
Harmonia sfer to może i emocjonalne opisanie zjawisk, to może tak
w sobie literacko brzmi - ale to zarazem fakt. Rzeczywiście w tym
jedynym i jedynym punkcie wszechświatowej ewolucyjnej zmiany, tak
widmowo się układającej w promieniowaniu - w takim momencie obecne
były w zbiorze wszystkie "nuty", grała cała orkiestra i niczego tu
nie brakowało.
5. Wcześniej świat dochodził do tego punktu. Czyli zaczynał od tonów
wysokich i bardzo wysokich, to był okres "pisków i wrzasków". Ale
stopniowo, w miarę przybywania nutek na skali, oddzielne i dalekie
fakty się harmonizowały, tonowały i uzgadniały brzmienie. Zarazem
zwiększały się możliwości, w zbiorze i w kompozycji pojawiały się
rozbudowane kadencje i całe powiązane ze sobą frazy. Trwało tak do
środka. Czyli osi symetrii "melodii".
A w środku, ten jeden jedyny raz, zagrała całość orkiestry, pełną
mocą wybrzmiał każdy z możliwych "dźwięków"; wszystko wówczas było
w maksymalnej symetrii i harmonii. Tylko tu.
A teraz? Teraz jest okres "wyciszania". Zaczęło się jednostkę temu
i biegnie w najlepsze; kwant po kwancie znika z rejestru, a zbiór
ubożeje w każdym kierunku. Aktualnie zaczyna ubywać w repertuarze
tonów górnych i wysokich, a nabierają znaczenia basy - orkiestra z
każdym taktem się kurczy. - Jak dzieje się w trakcie nasłuchiwania
oddalającego się pojazdu, kiedy to słychać coraz cichsze dźwięki i
niższe w tonacji - tak samo w "nasłuchiwaniu" wszechświata nastał
moment wyciszenia. Świat już "basuje", już przeważają niskie tony.
Ale nie jest tak źle, jeszcze większość orkiestry się popisuje, a
tu i ówdzie nawet słychać zgrabne solówki. Jeszcze jest co słuchać
i podziwiać.
Tylko że, cóż, zero drgań w zbiorze też daje o sobie znać.
Widmo promieniowania, z uwagi na swoją pozornie ulotna formę, jest
zapisem zjawisk w całości wszechświata - a zarazem pokazuje, co tu
jest aktualnością. Przez równie niepozorny w swojej wymowie zabieg
- czyli przez odniesienie do logicznie wypracowanej harmonii sfer,
przez takie działanie można pozyskać wiedzę o tym, co było oraz z
jakiego powodu już tego nie ma. I jeszcze więcej: można wyznaczyć
rytm zanikania dalszych elementów.
Przecież, co ma tu fundamentalne znaczenie, z faktu braku górnej i
ważnej części widma promieniowania wynika, że to jest proces, i że
na tym się nie skończy. Wręcz przeciwnie, zjawisko przyspiesza. Z
uwagi na rozmiar świata to jeszcze potrwa, jeszcze można z pewnym
spokojem wsłuchiwać się w otoczenie, ale trzeba mieć świadomość i
wiedzę, że zmiana tyka - że "za zakrętem" może być cisza. I to już
taka wiekuista.
Dylu, dylu... A może jednak zaśpiewajmy? Póki czas...
cdn.
Janusz Łozowski