1. W
ocenach architektury pol-
skich domów mieszkalnych
XX wieku obowiązują pewne
rytuały zależne od poglądów
reprezentowanych przez autorów piszących
o tych zagadnieniach i od spodziewanych
reakcji odbiorców. Doceniane są pojedyncze
wille, najlepiej jeśli były projektowane przez
znanych bądź niesłusznie zapomnianych
architektów, ale już rzadziej zespoły willi
− bo właściwie, wydawałoby się, nie ma tu
nic do docenienia: każda w ogródku, cofnięta
względem ulicy, schowana między drzewami,
a same uliczki, chodniki i ogrodzenia niczym
się nie wyróżniają.
Wille i domy jednorodzinne pod względem
stylistyki mogą być nowoczesne i tradycyjno-
-dworkowe. Pierwsze „wyprzedzają swój czas”
− to mieszkania elit, z natury rzeczy odosob-
nionych, zarówno pod względem społecznym
(„elegancka, nowoczesna dzielnica”), jak
i przestrzennym (domy ukryte za drzewami).
Domy tradycyjne to manifesty przywiązania
do którejś z publicystycznych wersji prze-
szłości, nierzadko opracowanej na użytek
aktualnej polityki.
Zabiegiem utrwalającym tak naszkicowane
wyobrażenie o przestrzennych i społecznych
typach domów i sposobach mieszkania w nich
oraz dorabiającym tym typom polityczną,
socjologiczną „gębę” jest ich odzwierciedlenie
jako dekoracji filmowych: eklektyczny dom
jednorodzinny wyglądający jak kieszonkowy
dworek w telenowelach i teledyskach, dworek
prawdziwy w Panu Tadeuszu i dokumentalnym
filmie o Krzysztofie Pendereckim, „nowocze-
sna” willa w filmach sensacyjnych z życia
sfer finansowych, „zwykły dom” (podmiejski,
małomiasteczkowy, wiejski) jako tło „zwykłej”
zbrodni w 997 i tak dalej.
I tak Polacy żyją życiem cudzym, wśród
pożyczonych dekoracji, stylizując się według
wzorów gwiazd filmowych, bohaterów oper
mydlanych, „ludzi z sąsiedztwa” i strzępów
własnych tradycji.
Obok kanonu modernizmu międzywojennego,
tego skrajnego, spod znaku CIAM i Bauhausu,
uznania doczekał się też nurt umiarkowany,
z kręgu Spółdzielni „Ład”, czyli umiarkowanie
dekorowany, umiarkowanie drogi, spokrewnio-
ny też z luksusowymi nurtami art déco, o nie-
przerwanej linii artystycznych powinowactw
z wcześniejszą secesją1
. Modernizm powojenny
jest traktowany zgoła inaczej − najczęściej
z zapoznaniem wartości plastycznych archi-
tektury na rzecz komentarzy historycznych,
społecznych i ideologicznych, jak nazywanie jej
„komunistyczną”, niezależnie od tego, że mimo
totalnych zamiarów systemu, znaczna część
budynków była budowana niejako obok niego,
a nawet − wbrew jego założeniom.
Zjawiska masowe z natury rzeczy ujawnia-
ją średni poziom, w większej mierze tych,
którzy mają z czymś do czynienia w sposób
1
Sztuka lat trzydziestych. Materiały Sesji Stowarzyszenia History-
ków Sztuki, Niedzica, kwiecień 1988, Warszawa 1991; Z. Tołłocz-
ko, Architectura perennis. Szkice z historii nieawangardowej archi-
tektury nowoczesnej pierwszej połowy XX wieku, Kraków 1999.
Piotr Winskowski
dom u-miarkowany
autoportret 2 [31] 2010 | 56
2. ciągły (użytkowników), niż tych, których
wpływ był ograniczony w czasie i przestrze-
ni (projektantów). Dlatego często dzisiejsze
oceny dotyczą niedawnego zaniedbania,
a nie stanu pierwotnego, tym bardziej nie
rozróżniają kwestii wytycznych narzuconych
projektantom, tego, co ci projektanci zrobili
z owymi wytycznymi, ani zmian czy uprosz-
czeń na etapie realizacji.
Punkt widzenia rodem z filmów Barei staje się
też towarem eksportowym: muzeum Socland,
wycieczki po Nowej Hucie syreną, trabantem
czy nysą, oferowane jako Communism Tour dla
gości z zagranicy, utrwalają i rozpowszechnia-
ją taką interpretację. Reklamowana „ma-
giczność” czy „klimatyczność” takich miejsc
polega na eksponowaniu ich tandetnego
wykonania, kiczowatych zestawień motywów
dekoracyjnych z pozbawionymi dekoracji,
a więc znamionującymi zderzenie jedno-
wymiarowej „tradycji” z jednowymiarową
„nowoczesnością”.
Wśród typów zabudowy i zjawisk przestrzen-
nych ujmowanych w jednoznaczną definicję
spośród „dziedzictwa PRL” chyba najgorszą
prasę mają wolno stojące domy jednorodzinne
z lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych. Kry-
tykowane są często z punktu widzenia ochrony
krajobrazu: że są źle lub w ogóle niewykończo-
ne, mają płaskie dachy, nie pasują do tradycji,
są rozproszone. Warte są jednak uwagi zarów-
no jako rozdział życia w czasach PRL, ujawnia-
jący ówczesne „szczeliny systemu” i możliwo-
ści manewru, jakie one stwarzały, a także jako
obraz stanu ówczesnej architektury.
Domy te budowała oficjalnie nieistniejąca
klasa średnia (zwana dla niepoznaki „inte-
ligencją pracującą miast i wsi”) i stanowią
one zapis warunków społecznych, w jakich
powstały − zapis trwały, trwający już co naj-
mniej dwadzieścia lat dłużej niż te warunki.
A powstały w czasach, gdy nie było na tyle
„dobrych” dzielnic, by odgradzać je płotem
od otoczenia, ani tak „złych”, by to otoczenie
odgradzało je płotem od siebie. Nawet domy
jednorodzinne − architektoniczne mani-
festacje indywidualizmu − upodabniał do
siebie względny egalitaryzm warunków życia,
maksymalna wielkość powierzchni użytkowej,
określona limitami, które na różne sposoby
przekraczano, gdy pozwalały na to chęci i za-
soby inwestora oraz pomysłowość architekta.
Wspomniałem o estetycznym i ideowym
umiarkowaniu modernizmu międzywojen-
nego. Ten, powojenny, był (u-)miarkowany
przez ograniczenia innego rodzaju: najpierw
zniszczenia wojenne i konieczność odbudowy
egzystencjalnego minimum, potem przez usta-
bilizowany już ustrój, w którym państwo dys-
ponowało materiałami budowlanymi, ekipami
wykonawców i tak dalej, i na wiele rzeczy
trzeba było najpierw „załatwić przydział”, po-
tem zapłacić za przydział i za materiały. Domy
jednorodzinne zaczęły się pojawiać w miarę
cichego, nieogłaszanego wprost odchodzenia
od ideologicznego kolektywizmu.
Stylistyczne umiarkowanie wynika też
z niepełnej akceptacji estetycznych ideałów
najbardziej skrajnej awangardy, nawet gdy
akceptacja ta dotyczyła sztuki Zachodu. O ile
zachwyt nad malarstwem Picassa, nad późną
abstrakcją przejawiał się zakupami obrazów
polskich malarzy, którzy w czasach odwilży
tworzyli pod jej wpływem bądź reproduk-
cji takich obrazów oraz wzorowaniem się
architektów na domach Le Corbusiera, o tyle
zamieszkanie samemu we wnętrzach tak
otwartych i przeszklonych, za to położonych
na dużo mniejszej działce, stawało w sprzecz-
ności z podskórnym dążeniem do odizolowa-
nia się od skolektywizowanej rzeczywistości.
Oschłość modernizmu wobec wystarczająco
oschłych bloków w sąsiedztwie wywoływała
chęć wrażeniowego ocieplenia, zwłaszcza ich
wnętrz. Tendencja ta była współbieżna z pro-
cesami, które zachodziły jednocześnie na Za-
chodzie, zauważalnymi na przykład w domu
własnym Charlesa i Ray Eamesów (1949, Santa
Monica), domach projektu Arne Jacobsena czy
Arisa Konstantinidisa2
. W rezultacie domy te,
obok modernistycznych pryncypiów (pro-
dukcji maszynowej, pozbawionej dekoracji,
geometrycznej kompozycji, przezroczystości
wiążącej wnętrze i otoczenie), j e d n o c z e -
ś n i e akcentowały odrębność tego otoczenia
(własnego ogródka) i samego wnętrza, urzą-
dzonego w miarę możliwości unikatowo.
W Polsce te same potrzeby były realizowane
specyficznymi torami: zniszczenia i grabieże
wojenne objęły obok domów i całych miast rów-
nież ogromną liczbę zabytkowych mebli, więc
ich rola jako kontrapunktu dla prostych wnętrz
2
C. Jones, Architecture Today and Tomorrow, New York −
Toronto − London 1961; T. Barucki, Arne Jacobsen, Warszawa
1984; I. Szilágyi, Aris Kostantinidis, Warszawa 1986.
autoportret 2 [31] 2010 | 57
3. zbożowych, Le Corbusier o samolotach, Char-
lotte Periand przynosiła co rano do biura
nowy przedmiot, a dziś my gromadzimy
reklamy”3
. Zbierane przez Polaków plakaty
reklamowe czy puszki po zagranicznych pro-
duktach służyły czemuś wręcz przeciwnemu:
przez swoją unikatowość stanowiły dostępne
sposoby zindywidualizowania tego, co można
było zindywidualizować, a więc wnętrz.
W wypadku architektury domu wielorodzin-
nego maksimum możliwości indywidualizacji
było zabudowanie balkonu w postaci weran-
dy. W domach jednorodzinnych możliwości
było znacznie więcej. Warto na te możliwo-
ści i efekty ich wykorzystania spojrzeć nie
3
C. Jencks, Ruch nowoczesny w architekturze, Warszawa 1987,
s. 313.
z perspektywy dzisiejszych pobłażliwych ocen
jako kicz lub egzaltowanych zachwytów nad
„klimatem” PRL. Warto je potraktować jako
koncepcje artystyczne z konieczności posłu-
gujące się ograniczonym arsenałem środków,
uzupełniające nieuniknione elementy pro-
dukowane masowo o indywidualne, wreszcie
zarysowujące artystycznymi środkami różnicę
między nowoczesnością i postępem lansowa-
nymi jako państwowa ideologia a nowoczesno-
ścią jako otwarciem drzwi inwencji i postępem
jako przełamywaniem na własny rachunek
powszechnych ograniczeń.
Analizy takie powinny objąć zarówno substan-
cję mebli czy budynków, które te tendencje
wyrażały, jak i efekty przestrzenne za pomocą
tych przedmiotów uzyskane. Co do mebli,
to najpopularniejszym była meblościanka, pro-
jektu Bożeny i Czesława Kowalskich, ustawio-
na wzdłuż bezokiennej ściany pokoju4
. Meble
składające się z segmentów charakteryzowała
przecież możliwość dowolnego ustawienia,
a w mieszkaniu ciut większym niż M2 lub
w domu jednorodzinnym takie ustawienie
może nieść wcale ciekawe i różnorodne zja-
wiska przestrzenne, a co za tym idzie – moż-
4
A. Wiszniewska, Inwazja nowoczesności. Polskie wnętrza lat
pięćdziesiątych i sześćdziesiątych, „Autoportret” 2007, nr 4(21).
Widok jednego z domów zaprojektowanych przez
J. Tadeusza Gawłowskiego na osiedlu Czyżyny w Nowej
Hucie (1957-1960); poniżej: boczna elewacja domu
z przeszkleniami klatki schodowej
fot.p.winskowski
fot.p.winskowski
statystycznie zmalała. Ich miejsce zajęły
wyroby Cepelii − jednego z nielicznych źródeł
przedmiotów produkowanych ręcznie. Pozo-
stawał też kicz popularny różnej produkcji, co
prawda masowy i tani, ale mający tę wartość,
że przeznaczony do konsumpcji indywidualnej,
na przykład w postaci puszystej narzuty na
kanapę w ulubionym kolorze. Pozostawały też
przedmioty przywiezione z egzotycznych waka-
cji (na przykład w Bułgarii) lub z Zakopanego.
Mało kto w Polsce w tych latach podchodził
tak autorefleksyjnie do rekwizytów kon-
sumpcyjnego kiczu, delektował się nim,
dostrzegając w zalewie tanich produktów
przemysłowych kolejne ogniwo rozwoju
cywilizacji. Alison i Peter Smithsonowie
pisali: „Gropius napisał książkę o silosach
autoportret 2 [31] 2010 | 58
4. liwości użytkowe (o ile się je zauważyło, a nie
wzorowało w tej kwestii na sąsiedzie, który
swój regał już poskręcał i ustawił).
Znam historię dużego pokoju zajmowanego
przez dorastające siostry dzielonego taką
ścianką, nie systemu Kowalskich, ale systemu
zaprojektowanego indywidualnie przez ar-
chitekta i zleconego stolarzowi, co świadczyło
o użyteczności tego pomysłu niezależnie od
stopnia jego typowości. Meblościanka miała
prześwity na różnych wysokościach, tworzące
raz niską półeczkę-stolik (typu jamnik) z fote-
likami po obu stronach, raz miejsce na flakon
z kwiatami, a raz półki biblioteczne, gdzie
wspólne książki ustawiano grzbietami do góry,
aby dało się je zidentyfikować z obydwu stron.
Inne szafy były dostępne tylko od jednej części
pokoju, ale miały za to „plecy” wykończone
tak samo jak drzwi, zapewniając w drugiej
części płaszczyznę gładkiej, drewnianej ściany.
Warto się przyjrzeć nie tylko meblościankom,
ale i całym domom reprezentującym opisane
wyżej kategorie, aby wyśledzić obszary rozwią-
zań indywidualnych, unikalnych, wpisanych
we wspólne ramy konieczności. Także dziś
stanowią one pożyteczną naukę tego, jak za-
chować pole manewru we własnej przestrzeni,
jak sobie radzić z konwencją narzuconą lub
taką, która rozumie się sama przez się, mimo
że siły unifikujące mają dziś inny charakter.
Spółdzielnia mieszkaniowa pracowników
ówczesnej Huty im. Lenina podjęła się w 1957
roku budowy zespołu domów jednorodzinnych
według projektów J. Tadeusza Gawłowskiego
na osiedlach Czyżyny i Lesisko w Nowej Hucie.
Rzecz dzisiaj nie wydaje się nadzwyczajna, ale
stanowi zmaterializowany dowód politycznej
odwilży po 1956 roku oraz świadectwo miary
potrzeb i chęci szybkiego wykorzystania nada-
rzającej się koniunktury. Skoro zelżał polityczny
nacisk na wszystko, co wspólnotowe, wykorzy-
stano go w przedsięwzięciu najbardziej trwałym
i najsilniej manifestującym bliski Polakom indy-
widualizm, jak budowa indywidualnych domów.
Osiedle składa się z dwóch typów piętrowych
i podpiwniczonych domów, które można
ustawić obok siebie jako segmenty szeregówki
albo jako obiekty wolnostojące. Poszczegól-
ne egzemplarze, pierwotnie identyczne pod
względem budowlanym (dziś w większości
przebudowane i przemalowane) różniły się
według zamysłu projektanta kompozycją ele-
wacji, dzielonej na prostokąty podstawowych
kolorów, o proporcjach wrażliwie modyfiku-
jących odbiór i skalę całości, zwłaszcza ścian
szczytowych szeregówek lub analogicznych
ścian domów wolnostojących. Plamy kolorów,
zestawione z takimiż prostokątami okien,
drzwi, bram garażowych i tak dalej, dają
spójne rozwiązanie formalne przez podobne
proporcje i napięcie między elementami kolo-
rystycznymi ściany i funkcjonalnymi elewacji.
Pojedyncze bryły − z grubsza prostopadłościen-
ne − mają chrakterystyczny detal powtarzają-
cy się w projektach J. Tadeusza Gawłowskiego
z tych lat (między innymi w domach wieloro-
dzinnych przy ulicy Senatorskiej w Krakowie):
stropodach o zmiennej wysokości przestrzeni
powietrznej, wentylowanej, ustawiony tak,
by na ścianach południowych i północnych
domów wysokość ta wzrastała ku zachodniej
krawędzi bryły (bardziej) i ku wschodniej
(mniej). Najniższe miejsce akcentowane rurą
spustową, wycięciem ścianki attykowej i cien-
kim rowkiem, dodatkowo pomalowanym na
czarno, zaznacza w bryle podział wnętrza na
trzy trakty. Dwa trakty to pokoje (i kuchnia)
o oknach od wschodu i zachodu. Trzeci trakt,
centralny, mieści na parterze wiatrołap i ko-
rytarzyk, schody na piętro i tam − antresolę,
z której dochodzi się do pokojów i łazienki.
Obniżenie dachu nad częścią centralną
kształtuje elewację jako podwójny trapez.
Podobne napięcie występuje w kształtowaniu
okien: rozległe okna, zajmujące większość
elewacji wchodniej i zachodniej, wpisane
Widok jednego z domów na osiedlu Czyżyny od strony
ogrodu; widoczny układ oryginalnej kolorystyki
elewacji
fot.p.winskowski
autoportret 2 [31] 2010 | 59
5. w leżące prostokąty cofniętego muru, kon-
trastują z oknami na elewacji południowej,
formowanymi jako pojedyncze niewielkie
otwory i podobnej, północnej, gdzie na gład-
kiej ścianie występuje jedynie gęsty, pozio-
my rytm drewnianej „drabiny”, ramującej
drobne prostokąty szybek i zaznaczającej
na elewacji przestrzenną odrębność klatki
schodowej.
Trudno mówić tu o „klatce”, kojarzącej się
z zamknięciem schodów i powtarzającymi się
biegami. Ta otwarta przestrzeń i ruch miesz-
kańców wewnątrz niej pozwalają stojącym
na spoczniku w jednej chwili sięgnąć wzro-
kiem po przekątnej w dół (na parter) i w górę
(w stronę antresoli i pokojów). Te widoki są
dodatkowo zróżnicowane dzięki naturalne-
mu światłu o różnym kolorze i natężeniu,
wpadającemu przez wspomniane okna przy
schodach oraz z pokojów na obu poziomach,
skierowanych ku różnym stronom świata. Cały
dom widziany ze spocznika schodów wydaje
się znacznie większy, niż jest w rzeczywistości.
Istotną rolę plastyczną odgrywa tu ażurowa,
lekka balustrada z metalowych płaskowników.
W jednym z domów można też dostrzec zacho-
waną oryginalną poręcz z czerwonego PCV.
Ciągłość tej czerwonej, skośnej linii nakładają-
cej się na rytmy stopni i rytmy trapezowo odgię-
tych prętów balustrady umożliwia doświadcze-
nie przestronności i wyjątkowości przestrzeni.
Okna pokojów są umieszczone nie wokół bryły,
jak w szklanych domach-manifestach (na przy-
kład Glass House w New Canaan, 1949, proj.
Philip Johnson), lecz w sposób wynikający
z polskiego klimatu i potrzeb aranżacji więk-
szą liczbą mebli. Jest to sposób uwzględniający
powtarzalny charakter domu i jego sytuację
urbanistyczną. Czytelność takiego skontra-
stowania wynika z proporcji elementów.
Tym samym narożniki jako miejsce przełomu
między charakterem elewacji pozwalają rozu-
mieć bryłę jako składającą się z cienkich, lecz
pełnych ścian (północnej i południowej) i roz-
ciągniętych między nimi okien (od wschodu
i zachodu), co czyni całość optycznie lżejszą.
Takie rozwiązanie architektoniczne ma
swoje konsekwencje we wnętrzach: szerokie
okna, zgodnie z rysunkiem Le Corbusiera
ilustrującym jego Les cinq points de l’architectu-
re moderne (Pięć punktów nowoczesnej archi-
tektury), rozświetlają równomiernie całą
szerokość pomieszczeń, a przez przeszklone
drzwi − również hol, schody i antresolę.
W samych pokojach światło wpadające
przez okna dochodzące aż do samej krawę-
dzi bryły nie generuje cienia w kącie (bo
nie ma ciemnego kąta), lecz odbija się od
bezokiennej ściany prostopadłej do tego
okna w sposób podobny jak w XVII-wiecz-
nych holenderskich domach mieszczań-
skich, weneckich pałacach i w kamienicach
na gdańskiej starówce − sposób, którego
walory plastyczne analizował Steen Eiler
Rasmussen5
. Odpowiednie zaaranżowanie
tej prostopadłej ściany meblami, lustrami,
tkaninami o szorstkiej powierzchni albo
powoduje spotęgowanie tego światła i zwie-
5
Por. S. E. Rasmussen, Odczuwanie architektury, Warszawa
1999.
Schemat oświetlenia pokoju oknem podłużnym (A)
i dwoma oknami tradycyjnymi (B). U dołu: strefy
oświetlenia podłogi. Komentarz Le Corbusiera do Pięciu
punktów nowoczesnej architektury
Schemat rzutu domu, proj. J. T. Gawłowski, os. Czyżyny w Nowej Hucie (1957-1960).
Naniesiono strefy oświetlenia pomieszczeń według schematu Le Corbusiera. Mimo że okna nie przebiegają przez
całą długość elewacji wschodniej i zachodniej, efekty oświetlenia wnętrz są podobne jak w schemacie z oknem
podłużnym (A) Le Corbusiera.
U dołu: schemat rzutu domu, proj. M. Jasicka, os. Kliny w Krakowie (1972-1975)
Naniesiono strefy oświetlenia pomieszczeń według schematu Le Corbusiera. Okna (prostokąty leżące na
dłuższym boku) czasami są odsunięte od narożników pokojów według schematu (B) Le Corbusiera, a czasami
dochodzą do tych narożników według schematu (A).
il.p.winskowskiil.p.winskowski
il.p.winskowskiza:lecorbusier,p.jeanneret,les5pointsd’unearchitecturenouvelle,
[w:]tychże,oeuvrecomplètede1910-1929,zürich1948,s.129
6. lokrotnienie widoków po przekątnej, albo
wzmacnia rolę plastyczną takiej szorstkiej
powierzchni, oświetlonej w sposób wydo-
bywający jej fakturę. Zależy to od inwencji
mieszkańców i ich umiejętności wykorzy-
stania walorów wnętrza, którym dysponują.
Dom dwurodzinny na osiedlu Kliny w Kra-
kowie z lat 1972-1975 projektu Marii Jasickiej
stanowi przeróbkę projektu typowego, ale ze
znaczącą zmianą: zamiast bliźniaka dzielo-
nego w pionie zaprojektowano dwa mieszka-
nia, jedno nad drugim, obejmujące za to całą
powierzchnię rzutu (oprócz umieszczonej
w narożniku domu klatki na piętro, oddzie-
lonej od mieszkania na parterze). Osłabiło to
rolę przestrzeni wokół schodów wobec pozo-
stałych pomieszczeń, dało za to inne efekty
przestrzenne; funkcjonalnie zaś oszczędziło
to mieszkańcom codziennego, wielokrotnego
chodzenia po schodach, zaoszczędziło też
powierzchni komunikacji, gdyż nie było
potrzeby umieszczania schodów na piętro
w obu częściach, jak ma to miejsce w bliźnia-
ku podzielonym w pionie.
Mimo konstrukcji opartej na ścianach nośnych
(w układzie podłużnym) i mimo podzielenia
pomieszczeń wewnątrz kolejnymi ścianami, na
kilka sposobów zachowano wrażenie przestron-
ności. Pokojów nie jest wiele (po trzy w obu
mieszkaniach), są za to względnie duże, ich po-
wiązania wizualne zaś przez szerokie przejścia
oraz układ okien, wreszcie kwestia funkcjo-
nalna – przebiegi najczęstszych cyrkulacji
mieszkańców − pozwalają tej przestronności
doświadczać dosłownie na każdym kroku.
Przy prostopadłościennej bryle (z dodat-
kiem dwóch prostopadłościanów garażów)
i zwartym rzucie (9,5 × 12,2 m) z kilku miejsc
jednocześnie widać okna w przeciwległych
ścianach, z innych − okna we wszystkich
czterech ścianach zewnętrznych, oraz
sekwencje otworów − okien i prześwitów
− biegnące po przekątnej układu ścian. Co
naturalne, okna umieszczone w prostopa-
dłych do siebie ścianach oświetlają wnętrze
w jednej chwili światłem o różnej tempera-
turze i natężeniu. Rzadko spotyka się tak
ukształtowane mieszkania, że wcześnie rano
i w letni wieczór słońce pada na przestrzał
przez cały dom, aż do przeciwległej ściany.
Wielorakości efektów uzyskanych tak prosty-
mi środkami sprzyjają dwa szerokie (125 i 145
cm) przejścia, między holem a pokojem dzien-
nym oraz między pokojem dziennym a kolej-
nym. Oprawione są one w portale składające
się z forninowanych desek pokrywających
szerokość ściany, w której znajduje się otwór
oraz podniebienie nadproża. Deski zostały też
użyte w roli kołnierza na płaszczyznach ścian
w obu pomieszczeniach. Osadzenie skrzydeł
nie na zawiasach, lecz na trzpieniach zamon-
towanych w nadprożu i podłodze w odległości
8 centymetrów od krawędzi portalu zawęża
nieco samo przejście, ale daje dwa dodat-
kowe, wąskie prześwity, przez które widać
fragmenty sąsiedniego pokoju, a jednocześnie
sprawia, że światło odbija się między gładkim
fornirem skrzydła i ościeżnicy.
Na kierunki diagonalne nakładają się przy-
ciągające wzrok osie „na wprost”: amfilada,
faktycznie składająca się zaledwie z dwóch
pokojów, gdzie efekt linearnego ciągu jest
wzmocniony dzięki oknom znajdującym się
naprzeciw siebie (na początku pierwszego i na
końcu drugiego pokoju), oraz nanizana na tę
samą oś rama portalu zawsze otwartych drzwi.
Okna pod nadprożami − prostokąty o dłuż-
szym poziomym boku − nie dosięgają nigdzie
krawędzi bryły, tym bardziej nie przechodzą
przez te krawędzie. Zaniechanie tego skądinąd
atrakcyjnego rozwiązania modernistycz-
nego, przeszklonego narożnika oszczędziło
wnętrzom miejsc o największej ekspozycji
słonecznej (a w zimie nieuchronnie − naj-
zimniejszych), przyniosło za to inne cechy:
kompozycyjną odrębność poszczególnych
Dom zaprojektowany przez Marię Jasicką na os. Kliny
w Krakowie (1972-1975)
fot.p.winskowski
autoportret 2 [31] 2010 | 61
7. drzwi o standardowej szerokości są pokryte
tkaniną o jednolitym motywie (żadnego
podziału na płyciny!). Tkanina zasłaniąjąca
również szyby w tych drzwiach daje stłumio-
ne prześwity. Inny kolor, ale też jednolity ma
tapicerka mebli, identyczna w całym miesz-
kaniu, podobnie jednolite są firanki i zasłony
w oknach. Gładkie skrzydła szaf, regałów,
szafa ścienna o drzwiach schowanych w bo-
azerii − dopełniają obrazu, w którym części
(meble) nie rozdrabniają całości (wnętrz
i ich sekwencji) motywami mniejszymi
niż ich własne rozmiary. Wraz z odbiciami
i realnymi widokami za oknem zachowuje to
wrażeniowo większe rozmiary przestrzeni.
Blaty stołu jadalnego i niskiego jamnika,
blat biurka i półki etażerek wraz z płaszczy-
zną podłogi na kilku różnych wysokościach
dostarczają pokojom kolejnych, poziomych
płaszczyzn odbić światła. Każda działa nieco
inaczej pod względem rozmiarów i proporcji
odbijanego wycinka świata i stopnia gładko-
ści powierzchni. Podłoga pokryta parkietem,
nielakierowanym lecz pastowanym i frotero-
wanym (a między pastowaniami cokolwiek
matowym), zmienia się nie tylko w zależno-
ści od pogody. Wiosna przynosi więcej słońca
za oknem, także – po wielkanocnych porząd-
kach − ostrzejszy blask posadzki. Mniejszych,
pionowych płaszczyzn odbicia dostarczają
też przeszklone drzwi szaf bibliotecznych,
etażerek, kredensu, wreszcie lustra.
Fornirowane powierzchnie na „wysoki
połysk”, dziś traktowane z pobłażaniem, jak
swego rodzaju folklor lat sześćdziesiątych
i siedemdziesiątych, oferują jednak efekty
przestrzenne, którymi w architekturze ope-
rowano przez stulecia na przeróżne sposoby
i z coraz bardziej doskonaloną świadomością.
Efekty te są dziś nadal wykorzystywane,
lecz najczęściej za pośrednictwem gładkiej
powierzchni stali nierdzewnej, polerowa-
nych kamiennych posadzek, paneli sufitów
podwieszanych czy szklanej ściany osłonowej.
Jest to efekt maksymalny, wynikający z użycia
najbardziej błyszczących i najdoskonalej
odbijających powierzchni. A warto byłoby
się zatrzymać nad kierunkami, sposobami
i proporcjami takich odbić wobec powierzch-
ni mniej błyszczących i całkiem matowych
oraz wobec rozmiarów i ekspresji przestrzeni
wokół, czy też nad kolorami, które nadaje
odbiciu płaszczyzna odbijająca. Gdy jest ona
bardzo gładka, ale ciemniejsza, zwielokrotnia
przestrzeń, ale mniej konkretnie, bardziej
tajemniczo; odzwierciedla tylko układ plam
światła i cienia, a nie dosłownie ją podwaja.
Nietynkowane ściany zewnętrzne licowa-
ne cegłą silikatową i nieco cofnięty cokół
z łamanego kamienia uzupełniają, a raczej
rozpoczynają doświadczenie tego domu jako
umiarkowanie nowoczesnego. Kolejne drobne
rytmy nanosi na ściany moduł krat w oknach
parteru i ich cienie. Drewniane balustrady
z szerokich, poziomych desek opasujących
tarasy i zewnętrzne schody, nakładają się na
siebie, spiętrzają i powielają. Rozrastający
się bluszcz od lat oplatający jeden narożnik,
spina drewno, cegłę i kamień, odtwarzając
w swojej miękkiej, zielonej fakturze ostrą,
pionową krawędź bryły.
okien względem ścian pokojów, a zwłaszcza
odrębność widoków przez nie, odrębność na-
tężenia i koloru padającego przez nie światła,
wreszcie obecność w pokojach klasycznych
kątów. Odsunięcie okien i drzwi od narożni-
ków tworzy tam miejsca, w których można się
schować (siadając na fotelu, na kanapie, przy
biurku) i stamtąd, po przekątnej, obserwować
resztę pokoju, kolejny pokój i świat za oknem,
zyskując nawet w obrębie mieszkania dłuższe
perspektywy.
Obok gładkich, fornirowanych drzwi
i wspomnianych portali, skrzydła innych
Widok po przekątnej przez pokój dzienny ku
schodom
fot.p.winskowski
autoportret 2 [31] 2010 | 62
8. Opisano tu dwa powojenne domy jednoro-
dzinne, oba trochę inne niż większość z tych
samych lat i eksploatowane przez użytkowni-
ków świadomych walorów, jakimi dysponują;
domy powstałe z materiałów dostępnych wte-
dy i za porównywalne pieniądze, wyposażone
i użytkowane nie na fali mody czy odrucho-
wych przyzwyczajeń mieszkańców, lecz ich
przekonań, że chcą żyć w otoczeniu sprzętów
i wnętrz tworzących razem takie a nie inne
środowisko przestrzenne, takie zjawiska, tak
rozumiany komfort6
.
Nie potrzeba do tego jakiejś heroicznej kon-
sekwencji: wystarczy nie obudować otwartej
klatki schodowej i nie zmienić niemodnej po-
ręczy balustrady z PCV, ani nie czekać na falę
mody na PRL z ostatnich lat, która odkryje
6
Por. W. Rybczynski, Dom. Krótka historia idei, Gdańsk
− Warszawa 1996.
„wysoki połysk” jako rzecz „kultową”. Detale
te są po prostu właściwie dobranymi czę-
ściami całości, ze względu na funkcję i rolę
plastyczną, jaką pełnią − dobranymi spośród
tego, co było dostępne kilkadziesiąt lat temu,
a w międzyczasie w tych domach nie zaszło
nic, co miałoby zmienić kryteria tego dobo-
ru. Podobne sprzęty i wyposażenie znajdzie
się zapewne w wielu domach w Polsce.
Niekoniecznie musi chodzić o kontynuowa-
nie modernizmu z tego etapu jego rozwoju,
z jakiego pochodzą opisane tu domy i część
ich wyposażenia. Domy tradycyjne, retro też
mają swoje zalety, tyle że inne. Niezależnie
od stylistyki architektury chodzi o uniknię-
cie sztuczności i poczucia dyskomfortu we
własnym mieszkaniu, którą niektórzy sobie
fundują za własne, często duże, pienią-
dze. Myślę, że − obok ewidentnych kwestii
wielkości mieszkania, stanu technicznego
domu, przyjaznych lub wrogich sąsiadów −
poczucie satysfakcji z własnej przestrzeni
zwiększy się w miarę rozumienia zamysłu
projektanta, zadbania o efekty, jakie wywo-
łał, kształtując trwałe elementy budynku.
Warto docenić te zjawiska we własnym
domu, nie zacierać ich przestrzennej czytel-
ności, prowokować lub wzmacniać efekty,
na które pozwala jego architektoniczne
ukształtowanie. Wtedy nie będzie potrzeby
wpadania w zakłopotanie na widok starych
mebli, które jeszcze nie są zabytkiem, a już
są niemodne.
Meblościanka według indywidualnego projektu
Dwa pokoje, portal między nimi i okna na wprost
tworzą amfiladę
fot.p.winskowski
fot.p.winskowski