1. Natalia Julia Nowak
Krótka recenzja filmowa.
"Mój przyjaciel Hachiko" Lassego Hallstroma
Tytuł oryginalny: “Hachiko: A Dog’s Story”
Tytuł alternatywny: “Hachi: A Dog’s Tale”
Tytuł polski: “Mój przyjaciel Hachiko”
Reżyseria: Lasse Hallstrom
Rok produkcji: 2009
Gatunek: dramat, obyczajowy, familijny
Z Japonii do Ameryki
Amerykański film uchodzący za remake japońskiego dramatu “Hachiko monogatari” Seijiro
Koyamy (oryginalną wersję dzieła opisałam w poprzedniej “krótkiej recenzji filmowej”).
Przypomnę, że obraz “Hachiko…” ukazywał autentyczną historię pewnego psa. Zwierzęcia,
które - dzięki swojej niezwykłej wierności - stało się niemalże japońskim bohaterem
narodowym. Produkcja stworzona przez Lassego Hallstroma to próba nowego spojrzenia na
losy Hachiko, ale w oderwaniu od ich pierwotnej, dalekowschodniej, przedwojennej otoczki.
Szwedzki reżyser, pracujący w Hollywood, dokonał znacznej modyfikacji świata
przedstawionego w opowieści. Wprowadził inny czas i miejsce akcji, pozmieniał dane i cechy
postaci, poprzerabiał wiele scen oraz dodał dużo od siebie. W rezultacie, nakręcił coś, co jest
jednocześnie podobne i niepodobne do filmu Koyamy. Zobaczmy, jak to wygląda…
Stany Zjednoczone Ameryki. Czasy współczesne. W jednej ze szkół podstawowych trwa
właśnie lekcja, podczas której dzieci wygłaszają przemówienia na temat: “Mój bohater”.
Najpierw wypowiada się jasnowłosa dziewczynka. Twierdzi ona, że jej bohaterem jest
Krzysztof Kolumb, domniemany odkrywca Nowego Świata. Później do odpowiedzi zostaje
wywołany brązowowłosy chłopiec. Zapisuje on na tablicy egzotyczne imię i rozpoczyna
swoją przemowę intrygującymi słowami: “Hachiko był psem mojego dziadka”. Pierwsze
zdanie wypowiedzi wywołuje w słuchaczach rozbawienie, ale mały mówca nie zraża się tą
reakcją i kontynuuje swoją opowieść. Następuje retrospekcja. Od tej pory akcja filmu
rozgrywa się w tych miejscach i czasach, o których opowiada uczeń. Japonia, lata
dziewięćdziesiąte XX wieku. Starszy pan wysyła do USA pieska zamkniętego w skrzynce.
2. Szczeniak rasy akita jest transportowany samolotem. Potem widzimy go już na amerykańskim
dworcu kolejowym: skrzynka z psem znajduje się na wózku z bagażami. W pewnym
momencie pakunek spada na chodnik, a zwierzę wydostaje się na wolność i zaczyna błądzić
po stacji. Przestraszonego i zdezorientowanego pieska spostrzega profesor muzyki Parker
Wilson. Mężczyzna postanawia zabrać szczeniaka na krótko do domu. Wierzy, że prędzej czy
później zgłosi się po niego prawowity właściciel. Nazajutrz Parker rozwiesza w wielu
miejscach afisze informujące o znalezieniu psa. Prosi również o pomoc swojego japońskiego
przyjaciela, który - jako jedyny w okolicy - potrafi odczytać napisy na obroży zwierzęcia
i strzępkach papieru oderwanych od skrzynki. Wilson dowiaduje się, że piesek został
oznaczony liczbą osiem (hachi). Wobec tego, nadaje mu imię Hachi (Hachiko).
Wieczna przyjaźń
Czas upływa, a na ogłoszenia nikt nie odpowiada. Naukowiec, który od samego początku był
zauroczony szczeniakiem, przywiązuje się do niego coraz mocniej. Pies również zaczyna
darzyć profesora sympatią. Ta rodząca się przyjaźń nie przypada do gustu żonie mężczyzny.
Za to dorosła córka Parkera podziela uczucia ojca. W końcu pani Wilson decyduje się
zaakceptować pieska i przyjąć go do rodziny. Życie toczy się dalej. Córka Wilsonów
wychodzi za mąż i zachodzi w ciążę. Profesor nadal przyjaźni się z psem, ale nie rozumie,
dlaczego zwierzę nie chce aportować piłki. Japoński przyjaciel tłumaczy Parkerowi, że
Hachiko ma orientalną mentalność. Jeśli pies zacznie kiedyś przynosić zabawkę, to w ściśle
określonym celu. Chociaż zwierzę nie bawi się w aportowanie, okazuje naukowcowi miłość
w inny sposób. Codziennie rano odprowadza go na dworzec, a wieczorem wraca, by go
stamtąd odebrać.
Pewnego ranka Parker, tak jak zawsze, wychodzi z domu do pracy. Mężczyzna chce, żeby
piesek, zgodnie ze swoim zwyczajem, towarzyszył mu w drodze na stację. Ale Hachiko
zachowuje się bardzo nietypowo. Dziwnie szczeka i próbuje zatrzymać profesora. Wilson
widzi, że coś jest nie w porządku, ale tak bardzo się śpieszy, iż nie ma czasu na rozważanie tej
nieprawidłowości. Ostatecznie, zwierzę zostaje na terenie posesji, a naukowiec idzie sam.
Nagle Hachiko chwyta piłkę i biegnie na dworzec, żeby dać ją Parkerowi. Mężczyzna znowu
jest zdumiony, tym bardziej, że dotychczas pies nie chciał aportować zabawki. Profesor
uzmysławia sobie, że cała sytuacja ma jakieś drugie dno. Chociaż Hachiko robi wszystko,
żeby powstrzymać Parkera przed wyjazdem do pracy, właściciel zwierzęcia decyduje się
wsiąść do pociągu. Tego samego dnia naukowiec umiera. Nie jest to jednak koniec
opowieści…
Jak już wspomniałam, “Mój przyjaciel Hachiko” bardzo się różni od “Hachiko monogatari”.
Produkcja Seijiro Koyamy ukazywała Japonię w latach dwudziestych i trzydziestych.
U Lassego Hallstroma zdecydowana większość wydarzeń rozgrywa się w Stanach
Zjednoczonych w latach dziewięćdziesiątych i dwutysięcznych. W wersji japońskiej główny
bohater ludzki zajmował się naukami rolniczymi. W wersji amerykańskiej - szeroko pojętą
muzyką. Pani profesorowa z “Hachiko monogatari” była niepracującą damą. Ta z “Mojego
3. przyjaciela Hachiko” jest specjalistką od sztuk pięknych. Dzieło Koyamy przedstawiało córkę
profesorstwa jako niedojrzałą, ciężarną nastolatkę. Dzieło Hallstroma ukazuje ją jako dorosłą
kobietę, która świadomie zakłada rodzinę. W “Hachiko monogatari” właściciele pieska mieli
parobka i pokojówkę. W “Moim przyjacielu Hachiko” są oni skromnymi przedstawicielami
klasy średniej.
Szwed przegrywa rywalizację
Na szczęście, twórca “Mojego przyjaciela…” nie zmienił rzeczy najistotniejszych, czyli
imienia, rasy i dokonań czworonożnego bohatera. Dlaczego wspomniałam o rasie? Otóż akity
występują w dwóch odmianach: japońskiej (akita inu) i amerykańskiej (American akita).
Gdyby japoński akita został zamieniony na amerykańskiego, byłby to już szczyt wszystkiego.
Produkcja Lassego Hallstroma jest nakręcona z większym rozmachem niż dzieło Seijiro
Koyamy. Widać wyższy budżet i typowo hollywoodzki sposób realizacji. Amerykańska
wersja opowieści zawiera więcej dynamizmu niż japońska. Szwedzki reżyser zrezygnował
z nastrojowości na rzecz szybszej akcji, krótszych ujęć, żywszych dialogów i śmielszych
żartów. Niektórzy widzowie, zwłaszcza młodzi, mogą to uznać za dobre posunięcie. Inni
jednak stwierdzą, że opowieść o Hachiko została odarta z niepowtarzalnego klimatu
i refleksyjnego charakteru.
Wersja zachodnia nie oddziałuje na widza tak silnie jak dalekowschodnia. U Hallstroma
dramatyzm i emocjonalność są bardziej powierzchowne niż u Koyamy. Poza tym, w filmie
amerykańskim słabiej odczuwa się upływ czasu. Procesy, zachodzące w świecie
przedstawionym, są po prostu mniej widoczne. W “Hachiko monogatari” można było
wyraźnie zobaczyć, jak zmienia się ludzka passa, wygląd psa, wielkość dziecka, pora roku,
a nawet atmosfera społeczno-polityczna (patrz: pojawienie się wojska na ulicy). W “Moim
przyjacielu Hachiko” również zachodzą rozmaite przemiany, ale nie ma tego czegoś, co
można by nazwać kontemplacją przemijania. Kolejna sprawa: ograniczenie tradycji i egzotyki
w wersji hollywoodzkiej. Zamiast zadziwiającej, orientalnej kultury możemy zobaczyć
stoisko z hot dogami, komputer podłączony do Internetu oraz telewizyjną transmisję meczu
baseballowego.
Jedynym łącznikiem ze światem Dalekiego Wschodu jest japoński przyjaciel Parkera
Wilsona. Gdyby nie on, można by było stwierdzić, że historia Hachiko została całkowicie
wyrwana z kontekstu. Czy próbuję powiedzieć, że “Mój przyjaciel…” nie jest godny
obejrzenia? Ależ nie! Dzieło Hallstroma - sympatyczne i wzruszające - jak najbardziej
zasługuje na uwagę widza. Mój krytyczny ton bierze się stąd, że produkcja przegrywa
rywalizację z japońskim pierwowzorem. Nie oznacza to jednak, że jest beznadziejna sama
w sobie. Wersja amerykańska, chociaż spłycona i uproszczona, nadal stanowi poruszającą
opowieść o lojalnym, kochającym czworonogu. Liczne zmiany dokonane przez Hallstroma
można nawet uznać za próbę wykreowania historii alternatywnej. Odpowiadają bowiem na
pytanie: “Co by było, gdyby Hachiko i jego właściciel żyli we współczesnych Stanach
Zjednoczonych?”.
4. Polecam obejrzeć obie wersje. Ale najpierw japońską, bo to ona ma więcej wspólnego
z rzeczywistością. Ta amerykańska to już półprawda rodem z dziecięcej zabawy “głuchy
telefon” albo z popularnego dowcipu “W Moskwie samochody rozdają…”.
Natalia Julia Nowak,
7-14 września 2013 r.